Gdy zaczynamy swoją przygodę z fotografią musimy zdecydować się na jakiś konkretny system, jakąś konkretną markę, z którą spędzimy kolejne lata. W moim przypadku był to Canon. W tamtym okresie bezlusterkowce nie były jeszcze zbyt popularne, Sony dopiero zaczęło z nimi eksperymentować i ogólnie każdy kto myślał „fotografia” miał przed oczami obraz lustrzanek Canon lub Nikon.
Ostatecznie mój wybór padł na Canon 700D z uwagi na lepsze odzwierciedlenie kolorów niż konkurencyjne Nikony, łatwość obsługi, obracany i dotykowy ekran. Generalnie uznałem, że ten model jest bardziej przystępny i łatwiejszy w nauce. W zestawie był obiektyw 18-55mm IS STM, ale od razu kupiłem ulubiony obiektyw początkujących czyli 50mm f/1.8, który jest tani, jasny i bardzo ostry po domknięciu przysłony do f/2.8. Przy maksymalnie otwartej przysłonie tej ostrości brakowało. Nie wiem czy w kolejnych wersjach to poprawili. Z czasem w torbie pojawiało się coraz więcej sprzętu. Lampa błyskowa Canon 430ex II, obiektyw Canon 55-250mm IS STM, następnie Tamron 90mm f/2.8 macro 1:1 VC USD i na końcu Canon 35mm f/2.0 IS USM.
Ponieważ mój aparat miał matrycę APS-C naturalnie z biegiem czasu zacząłem oglądać się na bardziej zaawansowane konstrukcje z tzw. pełną klatką. Trwało to jakiś czas aż w końcu uznałem, że chętnie wymieniłbym aparat na jakiś z nieco wyższej półki. Ponieważ Canon dość sporo sobie liczy za konstrukcje z pełną klatką, a jedyna w miarę przystępna w tamtym czasie to dość już wysłużony model 6D, który poza pełną klatką i mało szumiącą matrycą w słabym świetle nie oferował w zasadzie nic więcej skłaniałem się ku 80D lub 7D Mark II. Oba nadal z matrycą APS-C, ale oferujące znacznie więcej jeżeli chodzi o zdjęcia w słabym świetle, ilość klatek na sekundę (zwłaszcza 7D), jakość filmów (zwłaszcza 80D) itd. Ze względu na cenę już prawie zdecydowałem się na 80D kiedy w Internecie znalazłem Sony A7 II.
Pełna klatka w cenie APS-C od Canona. To przykuwa uwagę. Zacząłem się mu przyglądać nieco uważniej. Dobra jakość zdjęć w słabym świetle, przyzwoita ilość klatek na sekundę oraz bufor i wiele więcej. Jedyne do czego nie byłem przekonany to, że jest to bezlusterkowiec czyli aparat, który z definicji pochłania baterię w zawrotnym tempie. Lustrzanki są jak Kindle, który używa baterii tylko gdy wykonuje jakąś pracę. Bezlusterkowce to taki tablet, który świeci cały czas. To tak samo jakby w lustrzance włączyć tryb Live View i tak ją już zostawić.
No ale zacząłem szukać w Internecie, czytać i oglądać różne recenzje, testy i porównania. Okazało się, że większość bolączek poprzedniego modelu A7 zostało usunięte i wersja A7 II jest bardzo przyzwoitym sprzętem. Do tego pojawiła się promocja Cash Back od Sony, więc idealna okazja, aby wejść do świata pełnej klatki. Tym bardziej, że przy pomocy adaptera mogłem dalej korzystać z obiektywów, które już posiadałem, więc ta przesiadka nie miała być jakoś bolesna. Kupiłem. Kurier przywiózł paczkę, więc zacząłem się uczyć obsługi nowego sprzętu. A różnic była masa. To tak jakby ze starego telefonu przesiąść się na nowoczesny smartfon. Nowych funkcji i ustawień było mnóstwo. Dodatkowo musiałem na nowo przyzwyczaić się do tego jak wygląda obraz z tych samych obiektywów, bo pełna klatka mieści w kadrze znacznie większą scenę niż APS-C.
Aby nie było tak różowo, nie obyło się również bez pewnych trudności. Przede wszystkim bateria. Kupno dodatkowej to obowiązek. Do tego dedykowana ładowarka, bo domyślnie bateria jest ładowana za pośrednictwem aparatu, do którego podpina się kabel ładowania. Zupełnie jak w smartfonach. Dlatego znacznie wygodniej jest ładować baterię w osobnej ładowarce i w tym samym czasie korzystać z aparatu bez przeszkód. Dodatkowo obiektywy przez adapter działały, ale… no właśnie. Nie do końca idealnie, bo domyślenie Sony ma hybrydowy aufofocus działający zarówno w oparciu o detekcję fazy jak i kontrastu, a przez adapter z takim Canonem 35mm f/2.0 mogłem wybrać tylko jeden sposób pomiaru. Znowu taki Tamron działał bardzo powoli i próbował ustawić ostrość w nieskończoność, więc właściwie działał tylko manualnie. Przez jakiś czas tak funkcjonowałem, zwłaszcza z obiektywem Canon, który nie miał dostępnych wszystkich funkcji jak np. ustawienie ostrości na oku, ale ogólnie działał całkiem sprawnie. Tamron wykorzystywany głównie do macro i tak używałem w trybie manualnym, a adapter działał jak pierścień pośredni podbijając nieco przybliżenie. Z czasem jednak chciałem korzystać z pełni możliwości nowego body, więc zacząłem rozglądać się za nowymi obiektywami i stopniowo pozbywać się starych szkieł z systemu Canona. Ostatecznie kupiłem Samyang AF 35mm f/1.4, a jakiś czas później Sony 85mm f/1.8. Pozbyłem się innych szkieł oraz adaptera i do dziś korzystam tylko z tych dwóch obiektywów. Do tego mam pierścienie pośrednie, aby móc robić zdjęcia macro.
I tu kłania się kolejna z zalet Sony czyli stabilizacja wbudowana w korpus aparatu. Dzięki temu szkła nie potrzebują osobnej stabilizacji, a co za tym idzie są tańsze i lżejsze. Generalnie mówi się, że bezlusterkowce są mniejsze i lżejsze od lustrzanek i w zasadzie to prawda, ale nie w moim przypadku. Gdybym przesiadał się z pełnej klatki z lustrem to z pewnością tak by było, ale ja przesiadałem się ze stosunkowo taniego aparatu z matrycą APS-C, więc moja bezusterkowa pełna klatka jest od niego cięższa, a rozmiarowo też wiele się nie zmieniło. Tak czy inaczej jestem zadowolony ze zmiany i to dość dużej. Inny system, inny rozmiar matrycy i ostatecznie inne obiektywy.
Zmiana systemu nigdy nie jest prosta i ostatecznie wymienia się wszystkie szkła itd., ale w przypadku bezlusterkowców mamy ten plus, że pewne rzeczy można rozłożyć w czasie i np. obiektywy wymieniać stopniowo korzystając z różnych adapterów. Na końcu wymieniłem też flesz na dedykowanego Sony, bo ten od Canona działał jedynie manualnie, i nie dawał podglądu na żywo. Trzeba było wyłączać w ustawieniach aparatu podgląd wprowadzonych zmian, bo inaczej widziałem czarny obraz ze względu na niskie ISO i krótki czas naświetlania.
Chociaż nadal mam sentyment do Canona i dobrze wspominam swoją pierwszą lustrzankę, a w przypadku Sony muszę ciągle pamiętać o bateriach i wyłączać aparat kiedy nie jest używany, żeby nie drenować ich bez potrzeby to jestem zadowolony ze zmiany. Sporo jeszcze przede mną, ale póki co nie zanosi się na kolejną zmianę systemu.